środa, 14 czerwca 2017

Miejskie mikropejzaże

Komponując swoje otoczenie kierujemy się (my, ludzie) poczuciem estetyki. Ta wrażliwość na piękno rozwinięta jest mniej lub bardziej, u każdego z osobna na swój własny sposób. Niezależnie jednak od poziomu estetyki, uformowana ludzkimi rękami przestrzeń i przedmioty w niej umieszczone z biegiem czasu sukcesywnie ulegają zniszczeniu, powolnemu rozpadowi. Wszelka materia jest niestała i tak samo kształty, które jej nadajemy trwają tylko przez pewien okres, bez możliwości samodzielnego regenerowania się.
Zgoła inaczej mają się sprawy w przyrodzie ożywionej. Natura tworzy w sposób, który pozwala nie tylko zachować nadany wzór, ale w razie potrzeby może go stopniowo ulepszać. Tutaj czas działa na korzyść, a zmienność materii nie jest już przeszkodą, lecz warunkiem wręcz koniecznym na drodze do doskonalenia kreowanych form.
Żyjąc w mieście - środowisku wyraźnie odcinającym się od tworów przyrody - mam każdego dnia okazję obserwować to, jak natura, mimo wyznaczonych ludzką ręką granic, wchodzi w betonowy świat starając się przeobrażać go po swojemu, tworząc nieduże roślinne kompozycje na kanwie miejskiej architektury. Odkąd pamiętam moją uwagę przyciągały między innymi kępki traw i ziół rosnące w chodnikowych szczelinach. Tuż przy krawężniku na skraju asfaltowej jezdni przywodziły na myśl roślinność porastającą nadmorskie wydmy. Pobudzający wyobraźnię może być też widok niewielkiej brzozowej samosiejki, która zadomowiła się na gzymsie starego, nieczynnego młyna lub obrośnięty porostami stary płot. Jeszcze lepiej, gdy kompozycję z płotem dopełni tuż przy ziemi młoda żegawka ze swoimi delikatnymi kwiatami.



Te i inne "widoczki" zainspirowały mnie do podjęcia próby wykonania kilku prac mogących złożyć się na cykl "miejskie mikropejzaże" - kompozycje tworzone przez naturę na "podobraziu" z dzieł ludzkich.