niedziela, 28 listopada 2021

Skąd czerpać nadzieję?

"Nie złamać trzciny nadłamanej" - tak łatwo zgasić w kimś nadzieję, zdeptać czyjeś marzenia. Czasami nawet niechcący. Stale wzbudzam w sobie potrzebę wielkiej uważności i wrażliwości na ludzi, którzy są blisko mnie. Patrzmy sobie nawzajem głeboko w oczy. Płomyk nadziei, który tam znajdziemy, stanie się nadzieją dla nas samych.




poniedziałek, 22 listopada 2021

Największa tajemnica

 "Życie choć piękne, tak kruche jest" brzmią słowa piosenki, Są takie prawdziwe i proste. Słychać w nich pewną nostalgię, żal. To zupełnie zrozumiałe, skoro powstały w obliczu wielkiej tragedii. Jest w tym też pewien wyrzut, że wprawdzie życie jest piękne, ale nie jest bez wad. Tą wadą jest jego nietrwałość, przemijalność.

Doceniam cud życia pomimo tego, że jest ono tak ulotne. To, jak kochać kogoś, pomimo jego słabości. Równocześnie dostrzegam piękno życia właśnie w tej nieuchwytności, delikatności. Mając przed sobą taką kruchość mogę się o nią zatroszczyć i zaopiekować się nią, czyli doświadczyć DAWANIA MIŁOŚCI - to jest prawdziwy cud i największa tajemnica.




piątek, 10 lipca 2020

Co tu się maluje?

W tej chwili główne tematy moich prac to akty kobiece i tancerki - przeważnie baletowe. Wielki artysta, Pan Erwin Sówka tłumaczy sprawę następująco: "kobieta to piękno pochodzące od Boga". Może prawda, a może nie. Czuję, że coś jest na rzeczy, bo i dla mnie wizerunek kobiety uwieczniony na płótnie dobrze się kojarzy. 
Pan Sówka jest zaliczany do grona współczesnych artystów sztuki naiwnej. Mi, jako amatorowi malarstwa blisko jest sercem do takiej właśnie sztuki. 
Rousseau, Nikifor, Seraphine Louis - jedni z wielu prymitywistów - nie zmanierowani, malujący, co im w duszy grało. Pod tym wzgłedem staram się właśnie tak malować.

Louis

Rousseau

Nikifor

Innym źródłem moich inspiracji są prehistoryczne malowidła naskalne. Emanuje z nich niesamowita pierwotna siła i autentyzm. Tematami tych malowideł były motywy i sceny związane głównie ze światem przyrody, w którym ich twórcy byli całkowicie zanurzeni. Trochę właściwie, jak prymitywisci, podejmowali tematy im najbliższe. 

jaskinia Chauvet - około 34 tys. lat p.n.e.
źródło: whc.unesco.org

Od czasów gdy na ścianach jaskiń powstawały przedstawienia zwierząt minęło ładnych parę lat. W malarstwie wiele się zmieniło, ale malowidła naścienne wciąż są na topie. W pierwszej kolejności przychodzi mi na myśl Banksy i jego graffiti wykonywane przy pomocy szablonów. Uwielbiam jego prace i efekt techniczny, który uzyskuje - zwięzły, czytelny, kontrastowy. 

Banksy 1

Banksy 2

Być może zauważyłeś, że w moich pracach malowane postacie sprawiają nieraz wrażenie jakby malowane przez szablon na betonowej ścianie. Celowo wzmacniam kontrast między światłem i cieniem, by uzyskać tę niesamowitą wyrazistość i surowość. 

Baletnica 159 - Marcin Karbowniczak

Baletnica 155 - Marcin Karbowniczak

Baletnica 008 - Marcin Karbowniczak

Jako podsumowanie, odpowiedź na pytanie postawione w tytule wpisu brzmi mniej więcej tak:
staram się malować spontanicznie jak "artyści naiwni" stosując "szorstkie" rozwiązania techniczne inspirowane pracami Banksy'ego, by osiągnąć wyrazisty, przejmujący w odbiorze efekt jak w pierwotnych dziełach sztuki sprzed ponad trzydziestu tysięcy lat. 

wtorek, 6 lutego 2018

Kamienie

Pukam do drzwi kamienia.
- To ja, wpuść mnie.
Chcę wejść do twego wnętrza,
rozejrzeć się dokoła,
nabrać ciebie jak tchu.

- Odejdź - mówi kamień. -
Jestem szczelnie zamknięty.
Nawet rozbite na części
będziemy szczelnie zamknięte.
Nawet starte na piasek
nie wpuścimy nikogo.

Pukam do drzwi kamienia.
- To ja, wpuść mnie.
Przychodzę z ciekawości czystej.
Życie jest dla niej jedyną okazją.
Zamierzam przejść się po twoim pałacu, 
a potem jeszcze zwiedzić liść i krople wody.
Niewiele czasu na to wszystko mam.
Moja śmiertelność powinna Cię wzruszyć.

- Jestem z kamienia - mówi kamień - 
i z konieczności muszę zachować powagę.
Odejdź stąd.
Nie mam mięśni śmiechu.

Pukam do drzwi kamienia.
- To ja, wpuść mnie.
Słyszałam że są w tobie wielkie puste sale,
nie oglądane, piękne nadaremnie,
gluche, bez echa czyichkolwiek kroków.
Przyznaj, że sam niedużo o tym wiesz.

- Wielkie i puste sale - mówi kamień - 
ale w nich miejsca nie ma.
Piękne, być może, ale poza gustem
twoich ubogich zmysłów.
Możesz mnie poznać, nie zaznasz mnie nigdy.
Całą powierzchnią zwracam się ku tobie,
a całym wnętrzem leżę odwrócony.

Pukam do drzwi kamienia.
- To ja, wpuść mnie.
Nie szukam w tobie przytułku na wieczność.
Nie jestem nieszczęśliwa.
Nie jestem bezdomna.
Mój świat jest wart powrotu.
Wejdę i wyjdę z pustymi rękami.
A na dowód, że byłam prawdziwie obecna,
nie przedstawię niczego prócz słów,
którym nikt nie da wiary.

- Nie wejdziesz - mówi kamień. - 
Brak ci zmysłu udziału.
Nawet wzrok wyostrzony aż do wszechwidzenia
nie przyda ci się na nic bez zmysłu udziału.
Nie wejdziesz, masz zaledwie zamysł tego zmysłu,
ledwie jego zawiązek, wyobraźnię.

Pukam do drzwi kamienia.
- To ja, wpuść mnie.
Nie mogę czekać dwóch tysięcy wieków
na wejście pod twój dach.

- Jeżeli mi nie wierzysz - mówi kamień -
zwróć się do liścia, powie to, co ja.
Do kropli wody, powie to, co liść.
Na koniec spytaj włosa z własnej głowy.
Śmiech mnie rozpiera, śmiech, olbrzymi śmiech,
którym śmiać się nie umiem.

Pukam do drzwi kamienia.
- To ja, wpuść mnie.

- Nie mam drzwi - mówi kamień



Oto jest


zupełnie znikąd.  Z tymi kamieniami Pani Wisławy, to nie do końca bym się zgodził. Właściwie, to widzę to całkowicie inaczej. Pisze o nich, że zamknięte są i niedostępne, gdy tymczasem w ich wnętrzu, "Nawet rozbite na części" zobaczymy to samo, co na zewnątrz. Przepełnione są więc własnym "zewnętrzem" i tylko nim są. Po co więc pukać do drzwi, których nie ma? Nie ma ich, bo nie ma wnętrza, do którego miałyby prowadzić. Wejść do kamienia, to jakby "wejść na zewnątrz", czyli tu, gdzie już się jest. Więc może spróbować inaczej? Może nie pchać się w niemożliwość, a zamiast tego przygarnąć kamień, ogrzać we własnych dłoniach?
Tak często w życiu próbujemy wyważać otwarte drzwi, domagamy się dostępu do nieistniejących tajemnic marnując swój czas zamiast brać świat takim, jakim jest - cieszyć się nim. Świat stoi otworem i jeśli w ogóle jest jakaś zagadka, to jest nią człowiek sam dla siebie i tylko dla siebie. 

środa, 14 czerwca 2017

Miejskie mikropejzaże

Komponując swoje otoczenie kierujemy się (my, ludzie) poczuciem estetyki. Ta wrażliwość na piękno rozwinięta jest mniej lub bardziej, u każdego z osobna na swój własny sposób. Niezależnie jednak od poziomu estetyki, uformowana ludzkimi rękami przestrzeń i przedmioty w niej umieszczone z biegiem czasu sukcesywnie ulegają zniszczeniu, powolnemu rozpadowi. Wszelka materia jest niestała i tak samo kształty, które jej nadajemy trwają tylko przez pewien okres, bez możliwości samodzielnego regenerowania się.
Zgoła inaczej mają się sprawy w przyrodzie ożywionej. Natura tworzy w sposób, który pozwala nie tylko zachować nadany wzór, ale w razie potrzeby może go stopniowo ulepszać. Tutaj czas działa na korzyść, a zmienność materii nie jest już przeszkodą, lecz warunkiem wręcz koniecznym na drodze do doskonalenia kreowanych form.
Żyjąc w mieście - środowisku wyraźnie odcinającym się od tworów przyrody - mam każdego dnia okazję obserwować to, jak natura, mimo wyznaczonych ludzką ręką granic, wchodzi w betonowy świat starając się przeobrażać go po swojemu, tworząc nieduże roślinne kompozycje na kanwie miejskiej architektury. Odkąd pamiętam moją uwagę przyciągały między innymi kępki traw i ziół rosnące w chodnikowych szczelinach. Tuż przy krawężniku na skraju asfaltowej jezdni przywodziły na myśl roślinność porastającą nadmorskie wydmy. Pobudzający wyobraźnię może być też widok niewielkiej brzozowej samosiejki, która zadomowiła się na gzymsie starego, nieczynnego młyna lub obrośnięty porostami stary płot. Jeszcze lepiej, gdy kompozycję z płotem dopełni tuż przy ziemi młoda żegawka ze swoimi delikatnymi kwiatami.



Te i inne "widoczki" zainspirowały mnie do podjęcia próby wykonania kilku prac mogących złożyć się na cykl "miejskie mikropejzaże" - kompozycje tworzone przez naturę na "podobraziu" z dzieł ludzkich.